piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział XIII

Bagna Everglades

Lato zaczęło się na dobre, niosąc powódź, błoto i smród zgnilizny. Na szczęście odór rozkładających się trupów nie docierał osiem metrów nad poziom gruntu.
Mads siedział w progu domku na drzewie, łowiąc ryby na dziwaczną wędkę, długą i cienką. Nie brały za dobrze – odkąd zaczął, udało mu się złapać tylko jedną, a do tego małą i powykrzywianą. Miał nadzieję, że nie była napromieniowana, skażona ani mutagenna – chciało mu się jeść, a poza tym przypuszczał, że kiedy Sasza poczuje się lepiej, zażąda żarcia i pewnie sam opieprzy tę rybeńkę razem z flakami i ościami.
– I jak, biorą?
O, właśnie. Z Marceliną też wypadałoby się podzielić. Była mała i chuda, ale skoro miała niemal tyle samo sił co oni, pewnie jadła też niewiele mniej.
– Nie – odparł, klepiąc swoją zdobycz.
Dziewczyna usiadła obok niego, krzyżując patykowate nogi.
– A na co je łowisz? – spytała, biorąc rybkę i oglądając ją ze wszystkich stron.
– Na robaki – odpowiedział. – Trochę jest pod korą, trochę w liściach. Zastanawiam się, czy nie przerobić tej ryby na przynęty, ale jak nic nie weźmie, to zostaniemy bez normalnego żarcia.
Marcelina zagryzła wargi, pokręciła głową i spojrzała w dół, skupiona.
– Zaczekaj – powiedziała nagle. – Wiem, co możemy zrobić.
Wstała i ominęła go, wchodząc do domku. Rozległ się twardy dźwięk strumienia uderzającego o dno wiadra, a jakąś minutę potem dziewczyna stanęła w progu, przywiązując do ust i nosa szmatkę nasączoną czymś żółtym i śmierdzącym.
– Co się gapisz – warknęła niewyraźnie. – Szczyny są dobre na skażenie. Idź i przygotuj tę rybkę, a ja znajdę ci taką przynętę, że się posrasz z wrażenia.
I zaczęła złazić po drabince, szybko i zręcznie jak małpka. Mads pokręcił głową i, zabezpieczywszy wędkę, wszedł do środka i położył rybę na prowizorycznym, drewnianym blacie.
Sasza wciąż spał, ale wyglądał już lepiej. Oddech mu się uspokoił, a gorączka chyba całkiem już spadła. Jak się obudzi, będzie chciał żreć – to było jasne jak słońce, a mało rzeczy jaśniało równie mocno jak słońce nad Everglades.
– Saszka? – zagadnął Mads, rozkrawając rybie brzuch bagnetem. – Saszka, złoto ty moje pierdolone, jak się teraz czujesz?
Sasza mruknął coś niewyraźnie. Ryba pachniała normalnie, jak ryba. Kolor też miała zupełnie normalny, może trochę ciemniejszy. Chłopak nie zdołał się też dostrzec żadnych nadprogramowych organów, chociaż może to dlatego, że na rybiej anatomii nie znał się zupełnie.
– Masz już przynętę – wydyszała Marcelina, stając w progu i opierając się o futrynę. Weszła do środka i dokładnie obmyła usta, krzywiąc się i klnąc pod nosem, ale zaraz wyszła z powrotem na ganeczek.
Usiadła, wzięła wędkę.
– Pofiletuj tę rybkę, Mads – poleciła. – Jak będzie brało, to cię zawołam. Taaakie rybeńki tu pływają, człowieku, mówię ci. Sama nie dam rady wyciągnąć, do tego chłopa potrzeba. Albo chłopa z babką, to najlepiej, bo ty sam też możesz nie uciągnąć.
Spróbował wykroić rybie wnętrzności, ale tylko je rozbebeszył i rozpaskudził. Nie mógł pozbyć się kręgosłupa, więc go zostawił, a żebra wyrzucił za okno. Wytarł ręce w spodnie i usiadł na progu, obok Marceliny.
– Nie bierze – stwierdziła ze smutkiem dziewczyna. – A przynęta taka, że palce lizać. Saszka już się czuje lepiej, co? Że też musiał się rozchorować! We trójkę byśmy dużo szybciej wyciągnęli to, co złapiemy!
– Nie wydaje ci się, że dzielisz skórę na niedźwiedziu? – spytał cicho Mads.
Marcelina zachichotała cicho, oddając mu wędkę.
– Moja babcia zawsze tak mówiła – odpowiedziała. – Myślałam, że tylko Polacy tak mówią. Ale masz rację, dzielę skórę na niedźwiedziu. Zawsze dzielę. Jak złapiemy niszczukę, to ją usmażymy, a z jej ogona i z tego maleństwa ugotujemy rosół dla Saszy. Na dole widziałam niszczukę długą na półtora metra, pięć stóp znaczy. Jakbyśmy ją złapali, to byśmy jedli do jutra. Bez przerwy.
Zamilkła na moment. Położyła się, zwieszając nogi z progu i opierając plecy o podłogę chatki.
– Mogę ci zadać osobiste pytanie? – spytał nagle Mads, patrząc na nią kątem oka.
– Możesz, pewnie – odparła, majtając złączonymi nogami. Miała dziwnie dobry humor, widocznie radosna po znalezieniu tej tajemniczej, fantastycznej przynęty.
– Co ci się stało w… w dekolt?
– Mówisz o tym? – Dziewczyna potarła długą, jasną bliznę. – Ach, to jest skomplikowana sprawa.
Usiadła spokojnie, wychyliła się do przodu i spojrzała w mętną wodę.
– To się stało, jak miałam czternaście lat – odparła cicho, ciągle trąc sznyt. – Kiedy… kiedy zgwałcili mnie żołdacy sędziego.
Mads popatrzył na nią, ale zaraz odwrócił wzrok. Nie wiedział, gdzie podziać oczy.
– Słyszałeś o pożarze na przedmieściach Miami w trzydziestym trzecim? – spytała sucho, zbyt sucho. – Nie martw się. To nie było nietaktowne pytanie. Było normalne. Mam na to wyjebane. Słyszałeś?
– Słyszałem – odparł Mads, patrząc na nią w końcu. – Kto nie słyszał?
– Może to zbieg okoliczności – ciągnęła dalej Marcelina – ale zginęli wszyscy czterej. Kiedy to już się stało… ze mną, znaczy… wybrałam ze swojego ciała wszystko, co po nich zostało, i nasączyłam tym taką specjalną kukiełkę. A potem rzuciłam ją w ogień. Dlatego też… – Zrobiła przerwę. – Dlatego też muszę znaleźć coś, co należy do sędziego Marxa.
Mads spróbował ją objąć, żeby dodać jej otuchy, ale ona odepchnęła go ze śmiechem.
– Daj spokój, to było dawno. – Uśmiechnęła się niezbyt przekonująco. – Może teraz ty powiesz mi, co ci się stało w nos, co?
– Co? – zdziwił się, niepewnie dotykając swojego wielkiego orlego nosa. – No… moja matka była metyską.
– To sama widzę – odparła Marcelina. – Ale był złamany. To widać… to bardzo widać. Wykoślawił ci się na pół twarzy.
– Ale to nie jest poważna historia, jak twoja – zastrzegł, trochę speszony. – Po prostu… kiedy miałem dziesięć lat, nazwałem Nataszę Iwanownę suką. Tłukła mnie za to kolbą karabinu po mordzie.
Dziewczyna zaśmiała się krótko.
– Widać naprawdę kawał z niej suki – stwierdziła. – Nie wyobrażam sobie ciebie mówiącego coś takiego do kobiety. No, do nikogo w sumie. Co zrobiła?
– Powiedziała, że mój ojciec sprzedał mnie jej za wódkę – odpowiedział cicho chłopak. – Wcale nie jest z niej kawał suki… no, może trochę. Dla wrogów na pewno. Ale mówiła prawdę, mój ojciec był kutasem.
Marcelina parsknęła pogardliwie.
– Mówienie czegoś takiego dziesięciolatkowi świadczy o byciu kawałem suki – stwierdziła twardo. – Bicie go po twarzy kolbą karabinu tym bardziej. Babcia mi opowiadała o tej Nataszy Iwanownie… O świętej Natalii i jej ostrzach. Ale skoro znasz Natalię, to znasz też panią Nadieżdę Tkaczenko, prawda?
– No, znam – przyznał niechętnie, mając nadzieję, że nie pomylił się, ufając temu biednemu Polaczkowi.
– Naprawdę jest matką Saszy? – spytała Marcelina. Chyba trochę zbyt nachalnie, ale mogło mu się tylko wydawać.
– Tak. – Mads skinął głową. – Saszy… I moją też. Tak mi się przynajmniej zdaje.
Spojrzał w dół. Miał nadzieję, że zaraz coś się złapie, ale żyłka była tak luźna, jak tylko mogła być. Dziewczyna chyba zauważyła, że coś jest nie tak, bo oparła dłoń o jego ramię i powiedziała cicho:
– Widzę, że mi nie ufasz. I myślisz, że kręcę. Ale uwierz mi, nienawidzę sędziego tak samo jak familia Tkaczenków, a może nawet bardziej. Dlatego chcę poznać panią Tkaczenko, rozumiesz? Dlatego chcę się przyłączyć do jej desantu. Bo tylko przy takich ludziach jak oni mam szansę go zniszczyć. Albo przynajmniej przyczynić się do tego, że ktoś opluje jego ideały, spali mu dom i… no, i tak po prostu.
Zamilkła na moment.
– Dlatego nie przeszkadza mi nawet, że jest kacapką – mruknęła. – Kiedyś nie cierpiałam ich wszystkich, ale teraz…
Urwała nagle. W dole coś się poruszyło. Mads pomyślał przez moment, że to jakieś duże zwierzę... może wielki aligator albo drzewny wąż, bo falowało wysokimi zaroślami przez kilkanaście metrów. Ale nie. To nie mogło być zwierzę.
Marcelina szarpnęła go rozpaczliwie i pociągnęła do środka dokładnie w chwili, kiedy z zielonej gęstwiny jak więcej zgniłej wody wylali się żołnierze.

14 komentarzy:

  1. Tak jak każdy poprzedni rozdział - podoba mi się. I również zostawia niedosyt. Rozdziały są zdecydowanie zbyt krótkie - znowu zaczynam czuć klimat, zagłębiać się w historię, a tu koniec (i to niezwykle wkurzający, bo pozostawiający akcję pod znakiem zapytania). Lubię Twoje dialogi. I to, jak budujesz postaci, bez problemu idzie je wyczuć i sobie wyobrazić. c:

    OdpowiedzUsuń
  2. No i gwałt do kompletu. Albo późna godzina i przesyt się odzywają, albo naprawdę fundnęłaś Marcelinie taki zestaw traum, że nie umiem się już przejmować i w sumie czekam, aż okaże się, że dziewczyna ma jeszcze raka (chociaż, powiem Ci, akurat gwałtu się nawet spodziewałam - gdzieś tak przy napadzie furii, gdy Sasza ją złapał).
    I tak, widzę, brak teh dramy. I dałaś lasce dojść do siebie. No okej. Niemniej: survival obchodzi mnie bardziej. Nie wiem, mam całe opko za sobą, ale akcja, język i świat przedstawiony obchodzą mnie daleko bardziej niż losy dzieciarni. Chociaż dzieciarnia jest napisana sprawnie.
    Składam to na karb własnej niewrażliwości. Niemniej: dziękuję, było fajine.

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarze - jak już Ci pisałam na SuSie, bardzo poprawiły mi humor. Odniosę się do wszystkich w jednym miejscu:

      "Tzn. zgaduję, że Marcysia jest opryskliwa i niesympatyczna (acz niegłupia) celowo. No nic, nie wkurza mnie, bo jest dobrze napisana."
      Cieszę się, bo takie było zamierzenie. Marcysia miała być taką małą wredną cebulą, która nosi mentalne skarpety do sandałów i słucha Sabatonu dla fabuły.

      "Po tym Smoleńsku miałam dziwne wrażenie, że za kiblem leży beret, ale moherowy".
      <3

      "(ej, zaraz, przecież Marcysia już gadała z Madsem o jego pochodzeniu? Skleroza opkowa czy celowa?)"
      Celowa, bo Marcysia jest gadem upartym a nietaktownym i poprzednia odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.

      "Konstruktywnie nie będzie, utrafiłaś mi w kink, Natasza i caryca to typ bohaterki, za którym przepadam, i mogę tylko przyklasnąć."
      Cieszę się, że utrafiłam. W dalszych rozdziałach będzie więcej Nataszy i Nadieżdy, i ogólnie dużo bohaterek tego typu. ;)


      "No i gwałt do kompletu. Albo późna godzina i przesyt się odzywają, albo naprawdę fundnęłaś Marcelinie taki zestaw traum, że nie umiem się już przejmować i w sumie czekam, aż okaże się, że dziewczyna ma jeszcze raka (chociaż, powiem Ci, akurat gwałtu się nawet spodziewałam - gdzieś tak przy napadzie furii, gdy Sasza ją złapał)".
      Mikrospoiler: ona tak naprawdę nie ma zbyt wielu traum, ale te, których się nabawiła, są tak solidne, że wynika z nich większość jej pozostałych problemów.

      No i dzięki za miłe rzeczy, to motywuje. :)

      Usuń
  3. To jeszcze wyjaśnij mi jedną rzecz - co z Natalią? Tzn. dlaczego chłopaki utrzymują, że leży ranna i dogorywa, gdy tymczasem babka ma się zupełnie dobrze?

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
  4. A to akurat byłby solidny spoiler. Generalnie Natalia jest straszną merysóją i ani ona się z tym nie kryje, ani ja. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiję Cię. Zamorduję, za przerwanie w takim momencie!
    Ale, ale nie wpadałam tutaj tylko żeby powiedzieć to^.
    Właściwie to wcześniej czytałam też Twój blog z yaoi (i szkoda, że usunęłaś tyle opowiadań) i z niego mam link do tego tutaj tworu. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybko, bo świetnie piszesz!
    Mam nadzieję, że nie ukatrupisz Saszki, bo bardzo go polubiłam.
    Natasza wydaje się być ciekawą postacią i po cichu zaczynam shippować ją z panią Tkaczenko.

    Suru

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim ociąganiu się z komentowaniem jest jeden plus - jest potem motywacja, by przeczytać rozdział jeszcze raz ;)

    A mnie gwałt w przeszłości Marceliny właśnie ruszył (tak, czytałam komentarze innych xP). Ale mnie bardzo ruszają takie rzeczy, cóż, każdy jest wrażliwy na innym punkcie. Jak to u Ciebie, nie ma wielkiej dramy, co nie znaczy, że nie widać emocji, które nie zostały wypowiedziane. A to, że Marcelina chce teraz dołączyć do desantu Nadieżdy jest takie aww i w ogóle jakoś chyba w duchu na to liczyłam :> Z Nataszy jest suka, ale to nic nowego, już się na ten temat wypowiadałam ;)
    W ogóle czytając teraz ten rozdział miałam w pamięci rysunki, które jakiś czas temu wstawiłaś na fb, fajnie ich było sobie w ten sposób zwizualizować 8D Tym bardziej, że nie kłóciły się z moimi poprzednimi wyobrażeniami.
    I hm hm, co to za wypasioną przynętę znalazła Marcelina? Chyba się już nie dowiemy, bo bohaterom szykują się poważniejsze problemy. Przynajmniej chyba, bo w sumie nie wiadomo, co to za żołnierze.

    Wiesz, że czekam na ciąg dalszy, nawet jeśli tak marnie mi idzie komentowanie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  7. [Konstruktywna Krytyka Blogów] - proszę o odpowiedź na komentarz Maxine pod Twoją prośbą w zgłoszeiach na KKB.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę o odpowiedź na komentarz Maxine i ostateczną decyzję ;) Nie wiem bowiem, czy mam traktować Twój blog jako "zaklepany", czy też proponować go Stażystom do oceniania.

      Usuń
  8. Świetny pomysł na opowiadania. Uwielbiam je:) Świetnie by też było, gdyby akapity były bardziej zaznaczone. Zapraszam też do mojego opowiadania, może ci się spodoba, a nie ukrywam, że zależy mi na twojej opinii:)
    http://wadazagency.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czesc, piszę z konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com Jako ze minęło dziewięć miesięcy od ostatniej publikacji na tym blogu, chce zapytać, czy nadal jestes zainteresowana oceną. Proszę o odpowiedz do 10.10.1016 r.na naszej ocenialni w zakładce pytania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń