Koniec pory suchej 2035
Było gorąco, parno i duszno. W
nozdrza brutalnie wdzierał się zapach lasu, przywodzący na myśl zdeptane
zielsko, palone konopie i jakieś dziwne owoce, chyba marakuje.
Ale w tym lesie nie było żadnych
owoców. Zapach podobny do zapachu marakui, tylko mocniejszy i gryzący,
wydzielały małe srebrzyste żuczki, uwijające się w górę i w dół porośniętych
lianami pni nienazwanych drzew.
- Śmieszne są – powiedział
Aleksander Tkaczenko, podnosząc jednego z ruchliwych owadów, by uważnie się mu
przyjrzeć. Żuczek rozpaczliwie machał odnóżami, jakby nie rozumiał. – Ciekawe,
czy da się je jeść.
Mads uniósł brwi, dzieląc ogrom
niezrozumienia z nieszczęsnym robaczkiem.
- Możemy sprawdzić – odparł. –
Zgnieć go, i jeśli jutro będziesz mieć jeszcze palce, spróbujesz z jedzeniem. Może ci się poszczęści.
Aleksander westchnął teatralnie i
pstryknął żuczka na pień.
- Chyba wolę konserwy –
stwierdził wesoło. – Nawet jeśli znowu trafi się nam psie żarcie.
Mads zmrużył oczy i potrząsnął
głową, odganiając latające wokół komary. Z końcem zimy robiło się ich coraz
więcej, ale podróżowanie po dusznych bagnach w czymś chociaż trochę lżejszym
niż dżinsy i flanela zawsze było proszeniem się o nieszczęście. Skurczybyki bez
trudu przegryzały się przez każdą cieńszą bawełnę.
A oni już trzeci dzień wędrowali
przez podmokły las i byli przeraźliwie pogryzieni, głodni i źli. Specyfik na
komary skończył się im pierwszego dnia, zresztą i tak prawie nie działał.
Konserw mieli jeszcze trochę, ale i tak najpewniej bardziej się zmęczą
noszeniem ich, niż wzmocnią jedzeniem. W sumie… ciężko było dziwić się
Aleksandrowi, że zaczynał bawić się z żuczkami. Każda metoda była dobra, żeby
nie ocipieć w tej saunie.
Mads przystanął nagle, obejrzał
się na idącego za nim Aleksandra.
- Sasza… - syknął. - Ej, Saszka!
- Czego? – warknął jego przybrany
brat, podchodząc do niego powoli. Nienawidził tej formy swojego imienia, ale
nikt nigdy nie zwracał na to uwagi.
- Ktoś tędy szedł – odparł Mads.
– Nie jesteśmy tu sami. Spójrz.
Trącił ciężkim buciorem leżący w
błocie trampek, kiedyś chyba czerwony, teraz przesiąknięty szarawym brązem.
Stanęli nad trampkiem, jakby to
było jakieś wyjątkowo rzadkie, ale trochę niebezpieczne znalezisko, z którym
coś trzeba zrobić, ale nie do końca wiadomo, co.
- Może był tu jeszcze przed wojną
– mruknął niepewnie Sasza, chociaż chyba sam wiedział, że to niemożliwe. – Kto
normalny chodzi w takich butach po bagnie? Chyba że… ej, psycholu! – Odgiął
nagle głowę, patrząc w korony drzew. – Spójrz w górę!
- Widzisz tam coś? – spytał Mads,
również spoglądając w splątane lianami gałęzie. – Ja nic, ale to nie znaczy, że
tam czegoś nie ma.
- Ja też nic – odpowiedział cicho
Aleksander. – A weź. To jakieś nawiedzone trampki.
Schylił się i dwoma palcami
podniósł but, o którym mowa. Przyjrzał mu się uważnie, a potem odrzucił go z
powrotem na ziemię, jakby się oparzył.
- Pewnie woda go przyniosła –
stwierdził zbyt pewnie, by Mads dał się nabrać. – Może w zeszłe lato… Przecież
tu mogło być prawdziwe morze. Zostawmy ten pieprzony trampek i chodźmy dalej.
Ruszyli szybko, chociaż obaj byli
przeraźliwie zmęczeni. Moczary dusiły wcale nie słabiej niż węże, których tutaj
na szczęście nie było.
W ogóle nie było tu żadnych
zwierząt poza insektami. I to nagle wydało się Madsowi dużo bardziej
niepokojące, niż ten nieszczęsny trampek.
Przynajmniej dopóki nie zauważył
kolejnego, wtulonego w czerwonawy mech.
Ten był czystszy i niemal na
pewno niebieski. Sasza zaklął obrzydliwie i zaczął biec. Mads pobiegł za nim,
coraz bardziej wątpiąc, czy wyjdą z tego bagniska żywi.
- Zaczekaj, Saszka! – zawołał za
nim. – Ja chyba wiem, skąd one się wzięły!
Aleksander zatrzymał się nagle,
śmiejąc się zaraźliwym, wcale nie histerycznym śmiechem.
- One tu wyrosły, psycholu! – powiedział
wesoło, łapiąc go za ramiona i potrząsając. – Wyrosły, ogarniasz to? Ktoś je
tutaj wyhodował!
Mads również się roześmiał,
również zupełnie nie histerycznie.
- Daj spokój, człowieku! –
Odtrącił jego ręce. – Po prostu doszliśmy do Shroomville dzień wcześniej.
Musieliśmy niechcący znaleźć jakiś skrót, czy coś.
- Nie, psycholu. – Sasza pokręcił
głową. – Doszliśmy gdzie indziej. Albo trafiliśmy na złą zieleń i jesteśmy w
chmurze halucynogenów. Powiedz, psycholu, czy ty też to widzisz? Widzisz to, no?
Wskazał ręką kępę jakichś
krzaczorów, a Mads aż przetarł oczy ze zdumienia.
Między drzewami stała mała, kryta
strzechą chatka.
" Z końcem zimy robiło się ich coraz więcej, ale podróżowanie po dusznych bagnach w czymś chociaż trochę lżejszym niż dżinsy i flanela zawsze było proszeniem się o nieszczęście."
OdpowiedzUsuńTu chyba powinno być "więc", bo od sensu urwało ;)
Ale generalnie rewelka - chcę więcej i czekam na więcej i będę karmić komciami. Póki co, ciężko mi napisać coś mądrzejszego. Mogę powiedzieć, że język bardzo mi się podoba, zawiązanie akcji też.
No i przyznam, że zapowiada się bardzo przyjemnie neuroshimowo :)
Nie urwało od sensu. Pierwsze zdanie składowe wskazuje, że teraz jest bardzo źle, a drugie - że źle jest zawsze. Więc "ale" jest na miejscu. :)
UsuńA poza tym - dziękuję za pochwały i obietnicę pokarmu!
No dobra, ale pierwsze zdanie składowe wskazuje na zwiększoną ilość komarów. Jak komarów jest dużo, to i tak się chodzi raczej w wiekszej ilosci ubran, niz mniejszej...
OdpowiedzUsuńAle ok, chyba faktycznie można to przeczytać tak, jak mówisz. Tylko mi się rzuciło na myśl coś innego.
Też chętnie przeczytałbym nowe (takie krótkie, to raczej zarysy chyba) rozdziały. Czekam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taka długość rozdziałów. Podoba mi się dżungla, ale nie wiem, na ile to Twoja zasługa, a na ile oryginału. Treść krótka, ale ciekawa. Nawiedzony trampek - <3. O fabule za wiele się raczej nie da jeszcze powiedzieć, można tylko karmić komciami. Idę do drugiego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńhaha w środku dżungli chatka na kurzej łapce... a to z tym trampkiem było dobre
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cześć, żebraku.
OdpowiedzUsuńChciałąm odrazu zacząć od słów "Oh, Nefa, jak zwykle tak cudownie..." ale nie. Nie, nie, nie. Stwierdziłam, że najpierw się nad Tobą popastwię, a dopiero potem przejdę do konkretów. Więc najpierw...
Co to ma, urwał nać, być? Nefa! Piszesz węglem po czarnej kartce. Nope! Zmień kolor czcionki, bo aby cokolwiek przeczytać, musiałam zaznaczać tekst xD Dodatkowo prosto w ekran świeci mi słońce, więc może to po części wina i tego, albo po prostu mój rzęch zrobił mi psikusa i walnął taki kolorek... Nieważne. Po prostu nic nie widać ;-;
Dobra, wyrzyłam się, więc chyba teraz mogę przejść do mojej ulubionej, zaraz po wyrzywaniu się, części komentarza:
Trzy razy tak, przechodzisz dalej.
Nie no, serio? Wychodować trampek? Chatka na kurzej łapce? Co oni ćpali? Mam to szczęście, że zaczynam czytać kiedy pojawiło się już duuużo, duuużo innych rozdziałów, więc może poznam nazwę i adres dealera, nie będą zmuszoną na czekanie na następny part.
No, to ten... Nie napiszę pisz dalej, bo to wiesz, z resztą takie bzdety powinno się pisać pod najnowszym postem. Tak więc, do zobaczenia, mam nadzieję, że wytrwam z tymi imionami (moje biedne oczy).
Pozdrawiam i dotrzymuję obietnicy,
~Rena :p
Będę krótko, bo postapo to zasadniczo nie moje klimaty i się nie znam. Ale melduję, że czyta się prędko i dobrze, że opisy grają, że świat przedstawiony istnieje i działa nie tylko w Twojej głowie, że jest, kurczę, interesująco. I zabawnie. I napięcie też gra, gdzie trzeba, a pointy z kurzą łapką żem się nie spodziewała. Gnam dalej z czytaniem.
OdpowiedzUsuńHasz
"Koniec pory suchej 2035 (...) Z końcem zimy robiło się ich coraz więcej" -- Hm. Tu nie jestem w stu procentach pewna tego, co piszę, ale mam wrażenie, że albo-albo. Na naszej wysokości geograficznej masz cztery pory roku (wiosna, lato, jesień, zima), które im bliżej równika zmieniają się w dwie (pora sucha, pora deszczowa), a na równiku w jedną (cały rok takie same warunki). W tych miejscach, gdzie występują dwie pory roku też bywa różnie (np podczas roku mogą być dwa okresy suche w jednym miejscu, ale tylko jeden w innym, też w zależności od odległości od równika). Do tego pora sucha to pora ciepła, a deszczowa chłodna, więc mam problem z połączeniem twojej pory suchej z końcem zimy. Chyba, że to świat Neuroshimy taki dziwny, albo ja coś pokręciłam.
OdpowiedzUsuń"Specyfik na komary skończył się im pierwszego dnia, zresztą i tak prawie nie działał. Konserw mieli jeszcze trochę, ale i tak najpewniej bardziej się zmęczą noszeniem ich" -- Powtórzenie "i tak"
"Schylił się i dwoma palcami podniósł but, o którym mowa." -- Nie jestem pewna, czy to dopowiedzenie jest konieczne.