niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział II


To, co początkowo wzięli za kurzą łapkę, było ściętym na wysokości jakichś trzech metrów pniem z masą poplątanych korzeni.
Sasza wziął głęboki oddech, potem drugi. Kiedy już trochę się uspokoił, spojrzał na Madsa, uśmiechnął się kącikiem ust i spytał:
- Włamujemy się, czy spieprzamy?
- Oczywiście, że spieprzamy – odparł Mads, gapiąc się w okna chatynki. – Chyba nie chcemy wiedzieć, kto tam mieszka.
- Ale i tak się dowiemy, bo ten ktoś na pewno się zorientuje, że tu jesteśmy – stwierdził Sasza, idąc w stronę chatki.
- Ale może nie będzie na nas zły, że włamaliśmy mu się do chatki! – warknął Mads, łapiąc go za koszulę. – Sasza, weź ogarnij dupę. Nie będziemy się nikomu włamywali do domu, pogięło cię?
Sasza wyrwał się i odepchnął go. Był od niego sporo silniejszy, wyższy też, chociaż pewnie nie miało to potrwać już zbyt długo.
- No weź, psycholu! – jęknął niecierpliwie. – Nie po to mateczka pozwoliła nam wypłynąć z wyspy, żebyśmy teraz mieli się przejmować.
- I nie po to, żebyś dał się zabić – stwierdził twardo Mads. – Sasza, do cholery jasnej! Nie zachowuj się jak dzieciak!
- Weź się ogarnij, tylko popatrzę.
Sasza podszedł do chatki, założył ręce na piersiach.
- Jak mam jej kazać stanąć tyłem do lasu, a przodem do mnie, skoro jesteśmy w lesie? – spytał.
- Co?
- Nieważne, psycholu, nieważne. – Lekceważąco machnął ręką.
Obszedł pień, wlazł po schodach na nieduży ganeczek i, sądząc po tym, jak szybko wszedł do środka, nie musiał się nawet włamywać.
- Tu jest strasznie dziwnie – powiedział niepewnie. Wyjrzał przez okno, ale zaraz wrócił do rozglądania się po domku. – Masa jakichś dziwnych liści… to chyba nie jest tytoń. Uch… o kurwa! – wrzasnął nagle, ale zanim Mads zdążył umrzeć na zawał, on zaniósł się głośnym, zaraźliwym śmiechem. – Tu jest wypchana kuna, psycholu! Ona się na mnie patrzy! O… o chuj, co to jest! Ja stąd wychodzę!
Odwrócił się od okna, a Mads pędem okrążył pień i wbiegł na schodki.
- Co jest? – spytał, zaglądając do środka.
- Kurwa – mruknął Sasza. – Ta głowa… to jest małpia, prawda?
Mads wszedł do chatki, chcąc przyjrzeć się głowie.
Od razu uderzył go duszny, stęchły smród zakonserwowanych zwierzęcych zwłok, słodka woń marihuany i ostry zapach jakiegoś zielska. Ze ścian zwieszały się suszone liście, o których mówił Sasza, a półki były pełne jakichś słoików, butelek z przydymionego szkła, dziwacznych figurek i stłoczonych, byle jak wypchanych zwierzaków. U powały wisiały sznurki z ponawlekanymi zębami i kostkami – na pewno nie ludzkimi, co Mads zauważył z niemałą ulgą.
- Pokaż ją – zażądał. – To ta? Małpia, na bank małpia. A skoro już popatrzyłeś, to chodźmy stąd.
Żaden człowiek nie mógł mieć takiego nosa i takich uszu, ale pomarszczona, zasuszona główka i tak była straszna. Mimo nieznośnego upału Mads poczuł, że robi mu się zimno.
Sasza nie ruszył się z miejsca.
- Wiesz, co to jest, psycholu? – spytał cicho.
- Chatka wiedźmy – odparł Mads, ze słabo skrywanym strachem, ale bez cienia ironii. Na bagnach mieszkała masa popierdoleńców. – Możemy już stąd iść?
- Nie wiedźmy, psycholu, nie wiedźmy. – Aleksander pokręcił głową. – Baby Jagi. Ale masz rację, kurwa, tak. Chodźmy stąd, zanim ona wróci.
Mads obrócił się, chcąc zejść po schodkach, i omal z nich nie spadł.
- Dzień dobry, chłopcy.
Na dole, między palcami kurzej łapki, stała zgarbiona starowinka w kwiecistej chuście na głowie. Przez ramię miała przewieszony wielki wiecheć zielska.
- Nie stój tak – powiedziała rechoczącym i gulgoczącym ze starości, ale wciąż pewnym i mocnym głosem. – Pomóż starszej kobiecie wnieść rośliny do domu.

13 komentarzy:

  1. Dobsz. To żeby konstruktywnie było. Bardzo, bardzo, bardzo podoba mi się ten zwrot akcji. No i super prowadzisz dialogi. Są naprawdę przekonywujące i pięknie pokazują różnice osobowości między bohaterami.
    (Szukam czegoś, do czego mogłabym się przypieprzyć, żeby tak słodkopierdząco nie było, ale cholera, nie mogę ;))

    Z kwestii technicznych:

    "powiedziała rechoczącym i gulgoczącym ze starości, ale wciąż pewnym i mocnym głosem" - Źle mi brzmi ten fragment. Trochę za dużo tu tego dobra, a i umiarkowanie podoba mi się "gulgoczący ze starości głos". Do tego, przez te imiesłowy, brzmi to trochę jakby głos rechotał, nie baba... Przyjrzałabym się temu i przeredagowała jakoś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że tak krótko, ale ogólnie to pięknie. :) Bardzo podoba mi się ta postapokaliptyczna atmosfera, świetnie ją opisujesz . W sumie na razie najbardziej zaciekawiła mnie postać Lucy, mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku obaj bohaterowie zaczynają swoje wypowiedzi od "Ale...", i to nie brzmi jak trzeba.
    Zbyt dużo konstrukcji z użyciem "weź". Również zbyt dużo wulgaryzmów. Moim zdaniem całość wchodzi przez to za bardzo w styl potoczny (lekko ujmując).
    Jeśli zaś chodzi o sens i zamysł - dobry początek, nawet mi się podoba.
    Wszystko, co piszę jak dotąd, to oczywiście moje wrażenia.
    Aha, wiecheć to niewiele, więc raczej nie przez ramię.
    Próbowałaś czytać na głos to, co napiszesz? Ponoć pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o wulgaryzmy i mowę potoczną - dzieciaki w tym wieku tak mówią, po prostu. Teraz mam w domu dwóch piętnastoletnich typków (normalni chłopcy, nie żaden margines czy dresiwo) i słuchając niektórych ich rozmów zastanawiam się, czy wypowiedzi moich bohaterów nie są wręcz zbyt ugrzecznione. Tak samo nie przywiązuję zbyt dużej uwagi do gramatyki w dialogach, chyba że chodzi o wypowiedzi postaci wykształconych albo bardzo dbających o język - bo ludzie po prostu nie mówią gramatycznie ani nie starają się układać pięknych zdań. Rozumiem, że taki styl może razić, ale staram się zachować realizm.
      Mogłabym poprosić o dowód na nieprawidłowość wiechcia? Na razie popatrzyłam po internecie i wiele przemawia za tym, że masz rację, ale jednoznacznego dowodu nie znalazłam. :)
      Czytać nie próbowałam - obecnie nie mam jak, ale jak tylko zamieszkam sama, wypróbuję tę metodę. Dobrze wychodzi mi wyłapywanie błędów po wydrukowaniu tekstu, ale od drukarki też jestem odcięta.
      Poza tym cieszę się, że zamysł Ci się podoba i dziękuję za komentarz. :) Wybacz, że tak nieskładnie odpowiadam - późna pora.

      Usuń
  4. Pierwszym atakującym mnie komentarzem było: Jaś i Małgosia w wersji yaoi! Hm. Dwa jakże typowe nastolatki w domu... i to dość ciekawym domu na bagnach. Zapowiada się ciekawie, pozwól, że resztę nadrobię, gdy mój umysł będzie troszkę mniej przeciążony ;)
    Znalazłam błąd: "Nie po to mateczka pozwoliła nam wypłynąć się z wyspy" nawet w mowie potocznej to "się" jest niepotrzebne, zwyczajnie źle brzmi.
    Weny!
    [teoria-wiecznosci]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę nie jest yaoi! *Twarz pokerzysty.* Błąd poprawiony. Powstał, bo parę razy przerabiałam to zdanie. Dzięki! :)

      Usuń
  5. Zacznę od tego, że rura waćpanina wielkiej jest urody. A teraz ad rem.
    Zawiedzionam wielce, bom się spodziewała, że w roli Baby Jagi wystąpi jakiś posiwiały nieco major specnazu, który grzybkami halucynkami handel uprawia i wielce do tego nadobny jest... Bo dlaczego nie?! A tu pupa, bo starowinka. I jak tu ze starowinką yaoi napisać? Uch, muszę się pogodzić z tym, że yaoi nie budziet.
    Tak, plotę od rzeczy. Wybacz. Krótki rozdzialik. Rozdzialątko. Rozdziałeczko? To i plotę, coby uznanie me komciem, choćby i bezsensownym wyrazić.

    OdpowiedzUsuń
  6. W konstruktywną krytykę bawić się tym razem nie będę, przykro mi. ;) Zamiast tego rzeknę, że mię się podobało i czekam na ciąg dalszy. Bohaterowie wyraziści - ich język wydał mi się w sam raz potoczny/wulgarny, bez przekombinowania. Opisy na tyle plastyczne, że nawet bez znajomości Neuroshimy zaczynam czuć klimat świata przedstawionego. I tylko te rozdziały takie króciutkie... *chlip*

    OdpowiedzUsuń
  7. "Był od niego sporo silniejszy, wyższy też, chociaż pewnie nie miało to potrwać już zbyt długo."
    Tutaj chodzi o to, że jeden z bohaterów przerośnie drugiego, tak? Za pierwszym razem nie wiedziałam o co chodzi.

    Podoba mi się motyw Baby Jagi i chatki na kurzej łapce.
    Czy Lucy się jeszcze pojawi? Podobała mi się w prologu.
    Podoba mi się w opowiadaniu też klimat i język bohaterów.

    Sory za takie pourywane zdania, ale jakoś nie potrafię złożyć jednego sensownego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    to co się wydawało chatka na kurzej łapce, okazało się chatką na pniu... pełna wypchanych zwierząt.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ile wulgaryzmów w jednym rozdziale :) , ale interesujący szkoda że taki krótki.
    Bardzo podoba mi się ten szablon, doskonale pasuje do opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieźle. Odbiłaś o bajki i jednocześnie weszłaś w bajkę. To znaczy: cieszą mnie przeskoki z kurzą łapką, która okazuje się pniem, i chałupką, która jednak okazuje się zamieszkana przez wiedźmę. Umiesz zainteresować czytelnika, tyle rzeknę.
    I miło, że umiesz dawkować makabrę, tj. zęby, suszone główki, smród padliny - tak, ale ludzkiej czachy i kolekcji skalpów nie. Nie włazisz w schematy, znaczy.

    Bohaterowie zachowują się i mówią naturalnie. I myślą, co się chwali. I ach, jak te dialogi od razu ustawiają relacje i hierarchię, i nawet starszeństwo. xD

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
  11. "- Oczywiście, że spieprzamy – odparł Mads, gapiąc się w okna chatynki. – Chyba nie chcemy wiedzieć, kto tam mieszka." -- Ale dlaczego zakładają, że ktoś mieszka? Rudera w środku nieprzyjaznego lasu, czemu nie założyć, że jest opuszczonym reliktem sprzed katastrofy?

    "stęchły smród zakonserwowanych zwierzęcych zwłok" -- Skoro nie wiemy, czy głowa jest małpia czy ludzka, czy mam to zdanie rozumieć tak, że Mads umie rozpoznać po zapachu jakiego pochodzenia są zakonserwowane zwłoki?

    "U powały wisiały sznurki z ponawlekanymi zębami i kostkami – na pewno nie ludzkimi, co Mads zauważył z niemałą ulgą." -- Strasznie słabo pamiętam Neuroshimę, ale czy tam nie było mutantów? Bo jeśli były, to ja bym na miejscu Madsa nie wyrokowała tak szybko :P

    "- Nie wiedźmy, psycholu, nie wiedźmy. – Aleksander pokręcił głową. – Baby Jagi." -- Hm, czy Sasza i Mads są z okolic Rosji? Bo jeśli tak, to baba Jaga powinna im się raczej kojarzyć z moździerzem.

    OdpowiedzUsuń