środa, 25 grudnia 2013

Rozdział VIII

Po deszczu zza chmur znów wyjrzało florydzkie słońce, przemieniając i tak parny las w nieznośną, duszącą saunę.
Później, po paru miesiącach czy nawet latach, kiedy Mads wspominał tamten okres, wszystko widział jak przez mgłę – szeryfa z samoróbkami, lejącą się hektolitrami brudną wodę, smród trójki przeraźliwie brudnych gówniarzy… Dokładnie zapamiętał tylko ten koszmarny zaduch i zastanawiał się, jak w ogóle dawali radę oddychać.
Noc spędzili na pniu powalonego drzewa, śpiąc na zmianę i na zmianę opędzając się od skorków. Rano Marcelina wyciągnęła z wykrotu wielkiego, wielkiego wija i trochę go przywędziła w dymie, bo było zbyt mokro, żeby rozpalić ogień. Zrobiła to chyba tylko po to, żeby przestał poruszać tymi wszystkimi odnóżami, ale i tak smakował całkiem nieźle. Nie myśleli o pasożytach czy obróbce termicznej, o obrzydzeniu do jedzenia robactwa nawet nie wspominając – byli przeraźliwie głodni i pół metra wysokobiałkowego śniadania potraktowali jak dar od Boga.
Wyruszyli bladym świtem, łudząc się nadzieją, że wtedy będzie chociaż trochę chłodniej.
Nie było.
Kiedy w końcu dotarli do porośniętej trampkami polany byli tak zmęczeni, że ledwie trzymali się na nogach. Chociaż chłodny wieczór zbliżał się wielkimi krokami, oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Madsowi wydawało się, że to ze zmęczenia i miał rację – wydawało mu się.
To był dym. Coś się paliło.
Marcelina wrzasnęła głośno i strasznie jak dusza potępiona i popędziła przed siebie. Sasza wyrwał się za nią, złapał za pasek za dużych spodni.
- Nie idź tam – wykrztusił z trudem, bo dym gryzł go i szczypał w gardło. – Nie patrz, nie…
Dziewczyna straciła na moment równowagę i nie upadła tylko dlatego, że ją trzymał.
- Puszczaj! – wydarła się ochryple, jakby zaraz miała zedrzeć sobie krtań. – Puszczaj mnie, ty kacapie, ty rusku, tu pierdolony moskalu! Puszczaj!
- Ej, polaczku! – zdenerwował się Sasza. – Polaczku, przes…
Urwał, kiedy dziewczyna odwinęła się i z całych sił przywaliła mu pięścią w brzuch, aż się zgiął. Poprawiła kolanem w krocze, a łokciem w kręgosłup. Sasza jęknął i przewrócił się na bok, a że cały czas mocno ją trzymał, to upadła na niego.
Od razu puścił jej pasek, ale ona nie wstała i nie pobiegła dalej. Zamachnęła się za to i grzmotnęła go pięścią w twarz, raz i drugi, i trzeci, i biła ciągle i ciągle, dysząc ochryple, spazmatycznie.
- Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła. – Nie dotykaj mnie, ty jebana ruska świnio!
Mads przypadł do niej i złapał ją za nadgarstki, żeby odciągnąć od Saszy. Nie widziało mu się szarpanie dziewczyny, ale bał się, że Marcelina naprawdę zrobi Saszce krzywdę.
Spodziewał się, że będzie się wyrywała, że może nawet nie da mu się utrzymać. Ale ona zwiotczała zupełnie, jakby całkiem opadła z sił.
- Puszczaj – jęknęła tylko nieładnie, na wdechu. – Puuuść mnie…
Zrzucił ją z Saszy, zupełnie już zdezorientowany, a ona upadła na mokrą, porośniętą mchem ziemię, zwinęła się jak stonoga i zaczęła płakać. Głośno, przejmująco.
Mads stał przez moment między nimi, nie wiedząc, kim się najpierw zająć – zapłakaną Marceliną czy Saszą, któremu krew buchała z rozbitego nosa jak nie przymierzając z rozszarpanej tętnicy.
Od konieczności podejmowania decyzji wybawił go Aleksander. Zebrał się w sobie i, ocierając krew rękawem przeraźliwie brudnej koszuli, podpełzł do Marceliny.
- Nie płacz – poprosił ją słabo. – Nie płacz, polaczku-biedaczku, proszę.
- Będę! – jęknęła dziewczyna między dwoma spazmami. – Bę-dę, zostaw mnie!
- Przepraszam! Polaczku, ja cię przepraszam, słyszysz? Co mam zrobić, żebyś już nie płakała?
- Zobacz co z babcią – wymamrotała. Wepchnęła sobie dłoń do ust, próbując się uspokoić. – Chyba się zajebię, jeśli… - urwała nagle, nie mogąc powstrzymać łkania.
- Ja pójdę – odezwał się nagle Mads.
Nie wiedział, czy zostawianie ich teraz samych to dobry pomysł, ale wolał, żeby zakrwawiony i obity Sasza nie właził w tę chmurę gryzącego dymu, a sam nie chciał zostawać z Marceliną – nie wiedział, jak mógłby ją pocieszyć. Był beznadziejny w pocieszaniu ludzi, to Sasza się na tym znał.
Mads zatkał usta i nos mokrym, ubłoconym rękawem i ruszył w stronę dymiących zgliszczy, po krótkiej chwili zupełnie znikając im z oczu.
Marcelina odetchnęła ciężko. Nie płakała już; oddychała tylko tak głęboko, że zdawała się cała puchnąć i kurczyć na przemian.
- Kacapie? – jęknęła słabo.
Dyszenie też spróbowała opanować. Wyszło jej z tego tyle, że zaczęła świszczeć.
Sasza uśmiechnął się do niej miło.
- Tak, polaczku?
- Nie łap mnie, kiedy się wyrywam – powiedziała szybko, wilgotno, między świstami. – To znaczy… nie przytrzymuj mnie… kiedy sobie tego nie życzę. Wtedy zaczynam bić. Nie panuję nad tym. Przepraszam. Przepraszam… że tak ci przylałam.
- Oj tam, nieważne! – Sasza uśmiechnął się jeszcze szerzej, ocierając krew, która kapała mu z brody i ust na koszulę. – Nie takie rzeczy w życiu mnie spotykały! To ja przepraszam, nie powinienem był cię łapać.
- Nie powinno się łapać dziewczyn, które tego nie chcą – wymamrotała.
Skrzywiła się, jakby uznała, że jej słowa zabrzmiały głupio albo żenująco. Ale Sasza najwidoczniej tak nie uważał.
- W ogóle nie powinno się łapać ludzi, którzy tego nie chcą – powiedział ciepło. – Już nie płacz, polaczku.
Przez moment było cicho. Marcelina przestała świszczeć i już prawie-prawie się uśmiechnęła, kiedy nagle twarz jej stężała.
Z opadającej powoli chmury dymu wyszedł Mads. Zgięty, przygarbiony, z dłonią przyciśniętą do ust, ruszył przed siebie szybko, nawet się na nich nie oglądając.
- Ej, psycholu! – zawołał za nim Sasza, podrywając się z ziemi. – No hej, Mads, co z tobą?
A Mads mu nie odpowiedział. Tylko szedł dalej.         

7 komentarzy:

  1. Strasznie krótkie te rozdziały. Dlatego też ciężko mi coś powiedzieć poza tym, że właśnie za krótko, bo ledwie się człowiek wczyta, zaczyna się wczuwać w bohaterów i atmosferę, a tu już koniec. No nic, czekam na kolejny rozdział, oby trochę dłuższy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam dwa błędy:
    "Rano Marcelina wyciągnęła z wykrotu wielkiego, wielkiego wija"
    Dwa razy "wielkiego", chyba że tak miało być xP

    "Nie wiedział, czy zostawianie ich teraz samych to pomysł"
    Chyba "dobry pomysł"?

    Rozdział jak zwykle ciekawy i za krótki xP Szkoda Marceliny, bo po reakcji Madsa można się spodziewać, że jej babci nie spotkało nic dobrego. I kolejna porcja kłótni między Saszą i Marceliną, nadal uważam ich za uroczą parkę :>

    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!
    W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego znów tak krótko? ;(
    Biedna Marcelina. Musiała przeżyć coś złego, skoro tak zareagowała na Saszę. W ogóle ta scena z nimi kupiła moje serce. To było takie urocze (choć straszne zarazem). I ta rozbrajająco pozytywna reakcja chłopaka - no po prostu szyjemy suknie ślubną i stawiamy ołtarz z tenisówek. A Mads będzie dróżbą.
    Co do Madsa - jak zwykle wziął na siebie obowiązek starszego brata. Jestem ciekawa, co zobaczył, bo raczej nic przyjemnego. A znając ciebie - na pewno nie.
    Jak zwykle intensywnie, wciągająco, klimatycznie i krótko. I smutno. I tak prawdziwie.
    Łee, czemu nas tak katujesz? ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Fajnie się z komciem wstrzeliłaś - dziś nad ranem napisałam kolejny rozdział, trochę dłuższy od poprzednich. Teraz tylko czeka na betę i wieczorem pewnie będzie. ;))

      Usuń
  5. Witam,
    oj z Marceliną się nie zadziera, Saszka się o tym przekonał, ale co zobaczył Miszka, że nawet na nich nie zwrócił uwagi....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, czyżby wypadek z piecem i sierotkami-żołnierzami?

    Ja wiem. Wiem, że dzieje się dramat, że napięcie, że Sasza wreszcie się wykazał, Marcelina ma interesujący i wiarygodny odchył, przemoc krwiście napisana, a dzieciarnia nad wiek dojrzała, ale... Ale nic nie poradzę, że dla mnie ten rozdział wygrywa śniadanie z wija i polana porośnięta trampkami. Ot, magia dobrego detalu.

    OdpowiedzUsuń